Ostatnio w moje ręce wpadła książka Wniebowzięte autorki Anny Sulińskiej. Jak mogłoby się wydawać, książka to kobieca wersja filmu Wniebowzięci z Himilsbachem i Maklakiewiczem. W tym przypadku jednak Wniebowziętymi są Stewardesy obsługujące właśnie takich przysłowiowych wniebowziętych.
Książka ta nie bez przypadku trafiła w moje ręce. Dostałem ją w prezencie od Żony, która wie, że lubię wspominać czasy PRL-u (chociaż różowo wtedy nie było), kocham lotnictwo (to oczywiste) i interesują mnie historyjki w stylu Barejowskich komedii. Mogłoby się też wydawać , że książka ta została wydana dla żeńskiej części populacji mającej coś wspólnego z lotnictwem. Nic bardziej mylnego. Książka jest na tyle uniwersalna, że nawet nie jeden mężczyzna nie raz zaśmieje się przy niej, a nawet w wielu przypadkach otworzy szerzej oczy ze zdziwienia.
Autorka widać potraktowała zdobycie materiałów do jej publikacji bardzo poważnie, można powiedzieć, że prawie jak do napisania pracy doktorskiej. Mamy więc tutaj informacje o tym jak wyglądały pierwsze dni Polskich Portów Lotniczych i LOT-u oraz pracujących tam osób. Jak wyglądała organizacja lotów tuż przed wybuchem II Wojny Światowej i jak zaraz po jej zakończeniu. W książce znajdziemy opisy jak wyglądał nabór na stanowisko Stewardesy czy jak wyglądał catering na pokładach samolotów w Polsce w początkach działalności linii lotniczych. Dzięki temu, że książka jest też zbiorem wywiadów z paniami, które pracowały w strukturach LOT-u stanowi ona wiarygodne źródło ówczesnej sytuacji w Polsce Ludowej, a jednocześnie czyni książkę żywą, nie bazującą jedynie na suchych faktach. Oglądając pewne sceny z filmów Barei można odnaleźć ich podobieństwo z sytuacjami przedstawionymi we Wniebowziętych. Np. słynna scena z Misia, gdzie kobieta na pokładzie samolotu prosi Stewardesę o wypełnienie formularza wjazdowego w języku angielskim, a w odpowiedzi otrzymuje krótką lecz treściwą odpowiedź Cukierki rozdaję. W rzeczywistości pasażerowie lecąc do krajów kapitalistycznych mieli problemy z wypełnieniem tych formularzy i często Stewardesy, jeżeli wierzyć opowieściom z książki, wypełniały ponad 100-kę takich wniosków w trakcie lotu.
W książce pojawia się również informacja o tym jak powstawał pierwszy Port Lotniczy na Okęciu, którego budowa trwała wiele lat, tak, że w chwili otwarcia nie potrafił obsłużyć ciągle rosnącej ilości pasażerów przetaczających się przez warszawskie lotnisko. Od krótkiego wzlotu do stopniowego upadku, tak można by nazwać historię tego budynku.
Choć praca na takim etacie była ciężka i bardzo obciążająca psychikę, to jednak wiązały się z nią również spore możliwości finansowe, które nie koniecznie wynikały z wykonywania samego zawodu. Gdyby kiedyś ktoś wynalazł maszynę jak z filmu Powrót do przyszłości i chciał się przenieść w lata 60,70 czy 80-te XX wieku to koniecznie niech ze sobą zabierze tą książkę. To świetny przewodnik jak godnie żyć w państwie w głębokim komunizmie pod warunkiem, że jest się Cabin Crew.
Żeby nie było za różowo to w książce znajdziemy też wstrząsające opowieści Stewardes, które pracowały w czasach największych katastrof lotniczych LOT-u. Musiały one często jako najbliższe osoby identyfikować ciała załogi, z którą to widziały się dzień wcześniej. Jest to chyba najstraszniejsza strona tej pracy w tamtych czasach. Do tego dochodziła jeszcze inwigilacja przez służby, częste porwania samolotów oraz strach o swoje życie.
Nie mam pojęcia jak samo środowisko Stewardes ocenia samą książkę, jednak wydaje się ona dosyć ciekawą pozycją, szczególnie, że odkrywa to co nieodkryte dla zwykłego naziemnego zjadacza chleba. W mojej ocenie książka nie męcząca szczegółami, dobrze napisana, do przeczytania w kilka wieczorów stawiam 8 gwiazdek na 10.
Co o książce mówi sama Autorka...
Więcej o książce: https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/wniebowziete
Źródło zdjęć : Wydawnictwo Czarne.com.pl
Autor recenzji: Mariusz Barszcz